sobota, 20 lipca 2013

Rozdzaił 91

Heh. Dobra ja nie potrafię bez was wytrzymać. Wróciłam z działki i teraz jestem u cioci na wsi gdzie jest boski internet :) To jest 91 rozdział, a wiecie co to oznacza? To oznacza, że za 9 rozdziałów będzie setka!!! WOO HOO. Jaram się tym jak nie wiem :) Nie przynudzam dalej i zapraszam na rozdział zadedykowany Justine, która ma dziś chyba urodziny. Dziś jest sobota? Jeżeli tak to najlepszego Justine! :*
--------------------------------------------------------------------------------------------
Daliśmy Alexie prezenty i po chwili Carlos z Loganem wjechali do salonu z średniej wielkości tortem. Pokroiliśmy go i każdy dostał kawałek. Usiedliśmy na podłodze rozmawiając i wygłupiając się. Ja w między czasie zajmowałam się z Jamesem bliźniakami. Po jakimś czasie ze stojącego obok laptopa zaczął wydobywać się harakterystyczny dźwięk. Położyłam laptopa na środku i odebrałam połączenie od Dextera.
-Gdzie moja córcia?- Zaśmiał się do ekranu stary Holland.
-Tutaj.- Mała usiadła mi na kolanach.
-Najlepszego młoda. Jak wrócisz czeka na ciebie prezent.
-Jaki?
-Niespodzianka.- Poruszał brwiami Dex co śmiesznie wyglądało.- Jak spędzasz urodziny?
-Siedzimy, gadamy, śmiejemy się, jemy tort i tyle.
-Tak ale mamy jeszcze jedną niespodziankę dla ciebie ale to później.- Powiedziałam, a obok mnie usiadł James
-Stary co ci się stało z włosami?! Wyglądasz jak pedofilo-gumiś.- Zaśmiał się Dexter.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Te dwie małpy, Nina i Justine, mi pofarbowały włosy.
-To jeszcze nie koniec zemsty.- Zaśmiała się przechodząca Nina. Po chwili podszedł do nas Logan z kolejnymi kawałkami tortu. James zjadł kawałek swojego i momentalnie zrobił się blady na twarzy. Szybko wstał i pobiegł w stronę łazienki odprowadzany szatańskimi śmiechami Niny i Justine.
-Co mu tam dodałyście?- Zapytałam znudzona całą sytuacją.
-Olejek cytrynowy.- Powiedziała Justine.
-Efekt przeczyszczający.- dodała Nina, a wszyscy poza mną wybuchli śmiechem.
-Jak tam zwierzaki?- Zapytałam Dextera, który chyba zaczął się uspokajać.
-A weź mi nic o tych diabłach nie mów.  Co dzień trzeba po nich sprzątać bo rozwalają wszystko. Pies mnie gryzie, a kot drapie. Mam całe ręce poharatane.
-Haha. Moje słodziaki.- Zaśmiałam się i wzięłam na ręce Davida i zaczęłam się z nim bawić. Po chwili podeszła Elena i wzięła Sam, która się obudziła.
-Dobra ja kończę bo chłopaki czekają przed domem. Jedziemy na próbę. Pa.- Powiedział Dex i się rozłączył. Po pół godzinie przyszedł James. Cały czas patrzył na dziewczyny z wściekłością.
-Dobra zbieramy się.- Zarządziłam.
-Gdzie?- Zapytał Logan odsuwając się od Eleny, z którą cały czas się całował.
-Do zoo.- Zaśmiałam się i wzięłam Sam do nosidełka. Maslow zrobił to samo z Davidem. Wszyscy zebrali swoje najpotrzebniejsze rzeczy wyszliśmy z hotelu. Szliśmy całą grupą wygłupiając się. Jedynie Alexa nie musiała iść bo chłopaki ją nosili na zmianę. Od połowy drogi Logan niósł Alexe, Kendall Justine, a Carlos Ninę bo dziewczyny się zmęczyły, a do tego są osłabione przez ciążę. W końcu doszliśmy do zoo oliwskiego. Zapłaciliśmy za wstęp i weszliśmy do środka. Najpierw słonie, później żyrafy, zebry i surykatki, a później jak leci. Podeszliśmy do klatek z małpami, których było w całym zoo chyba najwięcej. Poprosiłam jakiegoś kolesia żeby zrobił nam zdjęcie aparatem, który miałam ze sobą. Stanęliśmy przy klatkach i uśmiechnęliśmy się do zdjęcia. W momencie, w którym błysnęła lapa aparatu James dostał jakimś jabkiem w tył głowy i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nie ma co. Zdjęcie wyszło oryginalne. Przy klatce z kapucynkami jakaś małpka zaczęła ciągnąć włosy mojego męża. Mój różowowłosy książę z bajki wygląda teraz jak elf-pedofil XD. Ostatnia klatka była z tygrysami. Niestety chyba nie lubią różowego bo warczały i próbowały się rzucić na Jamesa. Gdyby nie siatka to teraz miałby bardziej potargane włosy :). W drodze powrotnej kupiliśmy kilka... naście ogromnych wat cukrowych. Po drodze trafiliśmy na grupę rusherek.
-James czyje to dzieci?
-Czemu masz różowe włosy?
-Chcesz zmienić płeć?- Dziewczyny zasypywały nas pytaniami.
-Spokojnie, spokojnie. Dzieci są moje i mojej kochanej żony Nicole- Objął mnie ramieniem.- Włosy mam różowe bo te małpy.- Wskazał na Ninę i Justine.- Mnie pofarbowały. I nie, nie chcę zmienić płci.- Odpowiedział na pytania. Chłopacy rozdali kilka autografów i zrobili sobie zdjęcia z niektórymi fankami. Gdy już wszystkie się rozeszły podał Carlosowi nosidełko z Davidem i powiedział:
-Ja nie wytrzymam. Spotkamy się w hotelu.
-Gdzie idziesz?- Zapytałam.
-Kicia spokojnie. To niespodzianka. Nie martw się. Kocham cię.- Pocałował mnie i gdzieś pobiegł. Wróciliśmy do hotelu, gdzie zobaczyłam, że już jest 21. No tak. W hotelu siedzieliśmy do 16, do zoo szliśmy z godzinę jak nie dłużej, później w zoo zajęło nam z 2, 3 godziny, a później droga powrotna, w której zaatakowały nas fanki. Ja z Sam w nosidełku, Logan, Elena, Alexa i Carlos z Davidem w nosidełku weszliśmy do jednego z apartamentów. Carlos położył Davida do łóżeczka, a ja mu podziękowałam. Chłopak wyszedł od nas i pewnie poszedł do ich apartamentu. Elena i Logan zniknęli w swoim pokoju, a Alexa usiadła w salonie i wypiła butelkę wody, po czym poszła do siebie. Minęły dwie godziny, a Jamesa nadal nie ma.....
------------------------------------------------------------
Ha! Jak myślicie? Co się stało z Jamesem? Piszcie bo jestem ciekawa waszych propozycji.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Justine. Obyś spotkała parówkowego Kandalla i żebyś zawsze miała taki wielki talent jak masz teraz :)

Papatki
Nicole:**

wtorek, 16 lipca 2013

Dziewczyna ze słońca

Hejka. Jednorazówka będzie trochę inna i mam nadzieje, ze się spodoba. Napisałam ją specjalnie na dzisiejsze Święto Patriotyczne. Zastanawiacie się jakie> Otóż jest dokładnie 00:57, 16 LIPCA. Co oznacza, że dziś są urodziny Jamesa!!!! <3 <3 <3 <3 <3 Woo Hoo. Happy Birthday James <3 (chodź on i tak tego nie przeczyta XD)
Tak więc specjalnie z okazji urodzin naszego Lalusia, który według mnie jest Bogiem sexu wstawiam wam jego zdjęcie i jednorazówkę.
Do tego wierszyk, który wychaczyłam na fejsie: Hot Lips, Dirty Hips, Nice Ass, High Class, Sexy smile, Maslow style <3 <3 <3 <3


Jezu i ten jego wzrok <3 <3 <3

A teraz jeszcze jedna informacja. ZAWIESZAM BLOGA!!!! Na czas około dwóch tygodni ale postaram się na krócej. Otóż jadę jutro, a w zasadzie dziś, na działkę. Będę tam około tygodnia, a nie ma tam netu. Później może pojadę do cioci na wieś, gdzie jest internet ale nie wiem czy będę miała jakiegoś laptopa żeby coś napisać.

----------------------------------------------------------------------------
**Akcja rozgrywa się w roku 1605**

Mam na imię Sunny, mieszkam w grodzie Nyitri (na terenie Karpat). Żądzi tutaj Hrabina Elżbieta Batory. Po całym grodzie krążą straszne historie o skłonnościach sadystycznych Hrabiny. Wszystkie szlachcianki muszą trafić na jej plantacje, gdzie mamy uczyć się dobrych manier. Ja niestety też. Dostałam malutka komnatę z łóżkiem, stoliczkiem i krzesełkiem. Mam jedno malutkie okienko i łazienkę o wymiarach sześciu stup w szeż i w dłuż. U siebie w naszej drewnianej i skromnej hacie miałam rodzinę, duży pokój i co prawda wspólną ale dużą i czystą łazienkę. Moja komnata ma numer 651. Co dzień znika jedna szlachcianka. Komnaty po danych dziewczynach otrzymują nowy numer aby wszystko było po kolei. Jak jakaś lista. W danych komnatach zjawiają się wtedy nowe szlachcianki, coraz częściej są one z dalekich grodów.
Hrabina zwołała dziś jakieś zebranie w sali tronowej. Dopiero teraz zobaczyłam ile nas jest. Setki szlachcianek ubranych tak jak ja. Szaro-czerwona brzydka sukienka z nieprzyjemnego materiału zdobiła każdą z nas. Wszystkie stałyśmy na baczność z wysoko wzniesionymi głowami, na których były rzetelnie zaczesane, wysokie koki. Nie można mieć innej fryzury.
Do sali weszła Hrabina, a towarzyszył jej przystojny mężczyzna. Przypuszczam, ze był to Książę z jakiegoś dalekiego kraju. Był wysoki i miał piękne piwne oczy, jego głowę zdobił diadem jaki w naszym grodzie musi nosić każdy Książę z innego grodu. Jego włosy były brązowe i trochę przydługie. Na sobie miał bogaty zielony strój książęcy cały wysadzany złotymi fragmentami. Strój składał się z spodni podtrzymywanych przez złoty pas z mieczem, którego rękojeść była wysadzana przepięknymi szafirami i koszuli pełnej złotych wsówek i wysadzanych rubinami złotych mankietów.
-Drogie szlachcianki!- Zawołała Elżbieta.- Ten oto Książę wywodzący się z jakże bogatego i odległego grodu, daleko za wielką wodą, przyjechał właśnie tutaj, na moją plantacje, gdyż nawet tam wiadomo, że tylko u mnie są najpiękniejsze szlachcianki. Książę spędzi u nas kilka miesięcy, od teraz jest moją prawą ręką i macie się go bezgranicznie słuchać. Być może jedna z was zostanie wydana za niego za mąż. Ale nie łudźcie się, Nie sadze żeby ten oto wielki Książę zechciał, którąś z was. A teraz proszę się rozejść.- Hrabina zasiadła na swoim tonie, a szlachcianki zaczęły się rozchodzić. Książę gdzieś zniknął, a ja postanowiłam udać się do biblioteki poczytać o krajach za wielką wodą. Nie ma zbyt dużo informacji. Elżbieta Batory nie chce żebyśmy przypadkiem zachciały ucieczki. Moim marzeniem jest wyjechać daleko z tąd. Weszłam do dużej biblioteki i przechadzałam się pomiędzy półkami pełnymi starych, zakurzonych i zniszczonych książek.
-Chcesz wiedzieć jak jest za wieką wodą?- Usłyszałam za sobą męski głos. Od kąd  tu mieszkam (dokładnie 647 dni) nie słyszałam ani nie widziałam żadnego mężczyzny, a zwłaszcza takiego jakim jest Książę.
-Książę raczy wybaczyć.- Ukłoniłam się nisko odwracając w jego stronę.- Bardzo mnie to ciekawi.
-Chodź. Usiądziemy i ci opowiem.- Uśmiechnął się. Podążając za nim dotarłam do murku, z którego widać było całą plantacje oprócz tylnich ogrodów gdzie nie wolno nikomu wchodzić. Książę usiadł i wskazał głową abym usiadła obok niego.
-Jak tam jest Książę?- Zapytałam.
-Nie zwracaj się do mnie per Książę. Jestem James, a jak ci na imię?
-Sunny.- Odpowiedziałam patrząc na słońce chowające się za horyzontem.
-Wiesz, ze tam z kąd pochodzą tak nazywamy słońce? Masz piękne imię, idealne dla dla takiej  pięknej dziewczyny jaka jesteś.- Mruknął wyciągając moje białe pasemko z mojego koka. Włosy mam kruczo czarne, tylko to jedno pasemko, jakby muśnięte słońcem, cale białe i świecące. W dzień jest  bardziej żółtawe, a gdy słońce zaczyna zachodzić jest białe tak jak teraz.
-Wiem, że po angielsku moje imię to słońce ale dziękuję Ksią.... James.- Szybko się poprawiłam widząc jego karcący wzrok.- Teraz proszę. Powiedz mi jak tam jest.
-No cóż. Jest cudownie. Bardzo ciepło i są piękne widoki. Ludzie niczym się nie przejmują. Gdy wstaje słońce budzą się do życia i są szczęśliwi. Niestety nie wszyscy. Widzisz. My nie pochodzimy z tam tąd. Rdzennymi mieszkańcami tych ziem są Indianie. Obecnie rządzi mój stryj i każe wszystkich zamykać w rezerwatach, zabija ich i niewoli. Gdy tylko odziedziczę tron. To się skończy. Wszyscy będą żyli w pokoju. Nikt nie będzie nikogo więził. Indianie odzyskają swoje ziemie, a ja zakaże Amerykaninom ich zabijania i więżenia. W końcu to my jesteśmy przyjezdnymi. Chociaż już się zaklimatyzowaliśmy.- James opowiadał i widziałam, że mówi szczerze, że będzie najlepszym królem na świecie.
-A co musisz zrobić żeby odziedziczyć tron?
-Znaleźć królowa. Znaleźć wybrankę mojego serca, która będzie rządziła razem ze mną. Wtedy usiądę na tronie, włożę koronę wysadzana najdroższymi kamieniami, zrobioną ze złota i... Naprawie wszystko to co niszczy mój stryj.
-Opowiedz mi jeszcze ja tam jest.
-Tak jak powiedziałem cudownie. Co wieczór na sali balowej odbywają się tańce dla wszystkich mieszkańców, gra muzyka...
-Muzyka? Co to?
-Nie wiesz co to muzyka?
-Niestety. Od dawna z tąd nie wychodziłam. Żyję na tej plantacji, a z tąd nie można wyjść.
-Muzyka to jest na przykład to.- Zaczął  stukać w murek wydając z siebie przyjemne słowa po angielsku. Każda z nas zna ten język ale nigdy żadna z nas nie widziała i nie słyszała czegoś podobnego. Głos Jamesa wypełnił mnie całą, poczułam się szczęśliwa. Po chwili zaczęłam również mówić w ten dziwny sposób, przeciągałam litery i zmieniałam ton głosu.
-Potrafisz śpiewać. - Powiedział James przerywając.
-Robiłam to co ty. Nawet nie wiem co to było.
-To się nazywa śpiew. Masz bardzo ładny głos. Taki przepełniony słodyczą.
-A to dobrze?
-Bardzo dobrze. W moim grodzie taki głos się bardzo ceni. Zresztą taka urodę jaka ty posiadasz również.- Poczułam jak rumienie się pod wpływem tego potoku miłych slow. Czuje, że mogę tym sobie zaszkodzić.- Obiecałem Hrabinie Elżbiecie, ze przyjdę do niej po zachodzie słońca. Zanim tam trafie to pewnie potrwa, a zbliża się koniec dnia. Chętnie jeszcze kiedyś z tobą porozmawiam, a teraz żegnam.- James wstał, pocałował mnie w rękę i odszedł.
-Żegnam Książę.- Mruknęłam pod nosem ale tego nie słyszał. Wstałam i  ruszyłam do swojej komnaty. Przebrałam się w długą koszulę nocną i położyłam się spać. Mam komnatę na jednym z niższych pieter i jak co noc słyszałam przeraźliwe krzyki. Za każdym razem wmawiam sobie, że to tylko mi się śni ale co raz trudniej mi w to wierzyć. Tu dzieje się coś dziwnego..
Obudziło mnie mocne łomotanie w drzwi komnaty. Wyjrzałam przez dziurkę od klucza i zobaczyłam kawałek ubrania Księcia
-Proszę chwilę zaczekać!- Krzyknęłam w miarę łagodnie i szybko przebrałam się w tą brzydką suknie. Otworzyłam drzwi, a do środka wpadł blady jak ściana i przerażony James. Usiadł na moim łóżku, a ja podsunęłam krzesło na przeciw niego i na nim  usiadłam.
-Muszę cię z tąd uratować.- Powiedział nerwowym głosem.
-Ale czemu? Co się stało.- Chłopak nie odpowiedział tylko wyjrzał za drzwi jakby sprawdzając czy nikt nie podsłuchuję.
-Tu dzieję się coś złego.- Powiedział w końcu.
-Ale co?
-Ta cała Hrabina to jakaś wariatka. Poszedłem wczoraj do niej i zabrała mnie do lochów gdzie jest sala tortur. Ta damulka wierzy, że jak wykąpie się w krwi dziewicy to zyska jej piękno. Co noc zabija jedną dziewczynę. Wiesz co oznaczają numery na drzwiach waszych komnat? To są numery żeby nie pogubiła się w zabijaniu was. Wczoraj widziałem jak wieszała rozebraną dziewczynę do góry  nogami i podrzynała jej gardło żeby krew spłynęła do wanny, w której później się wykąpała.  To było straszne, obrzydliwe. Ona najpierw torturowała tą dziewczynę. Okładała ją biczem z kolcami tak, że wyszarpywała  jej przy tym kawałki skóry. Musiałem na to patrzeć, rozumiesz?- Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam, przerażenie, złość i panikę.- Musimy z tąd uciec.
-Pleciesz głupoty
-Uwierz mi, proszę.- Złapał mnie za ramiona i spojrzał w moje oczy.
-Wierzę.- Szepnęłam po chwili. -Ale czemu chcesz mnie bronić? Ciebie nic tu nie trzyma, możesz uciec. Mój los jak widać jest już skazany na śmierć w męczarni.
-Nie. Nie pozwolę żeby ci coś takiego zrobiła.
-Nie rozumiesz. Z tąd nie da się uciec.
-Spróbujemy. Najwyżej zabiję nasza dwójkę. Jedyne wyjście prowadzi przez lochy. Trzeba przejść przez sale tortur. Ale tam się nie można dostać. Jest tam pełno straży. Mogą tam wejść jedynie te osoby, które mają być zabite. Wtedy cała straż znika.
-Wiem.- Powiedziałam po chwili.- Jeżeli się nie pogubiłam w twojej relacji to ona zabija jedną dziewczynę co noc. Teraz zginęła numer 648. Ja jestem numer 651. Poczekamy aż przyjdzie moja kolej. Jak będzie chciała mnie zabić to ty ją zajdziesz od tyłu i zwiążesz czy coś. Wtedy uciekniemy.
-To rozsądny pomysł ale dopiero wtedy gdy mój się nie uda.
-A jaki jest twój?
-Dziś powiem Hrabinie, że wybrałem już swoją narzeczoną i, że chce z nią wyjechać do swojego grodu. Jeżeli się uda to jutro jako moja ,,narzeczona" legalnie wyjeżdżasz ze mną za wielką wodę. Jeżeli się nie uda realizujemy twój plan. Będę musiał przez te kilka dni patrzeć jak ta psychopatka morduje bezbronne dziewczyny.- Ostatnie mruknął jakby do siebie.
-Nadal mi nie powiedziałeś czemu ratujesz akurat mnie.
-Musze iść. Nie długo zaczną mnie szukać.- Powiedział i bez odpowiadania na moje pytanie wyszedł z komnaty. Poszłam do swojej łazienki, gdzie związałam włosy w koka. Moje pasemko jest bardziej złotawe niż zwykle. Świeci się, że nie można w nie spojrzeć bo razi po oczach. Schowałam pasemko pod swoje czarne włosy co było bardzo trudne i wyszłam z komnaty. Udałam się do jednej ze stołówek, gdzie zjadłam śniadanie. Nie było jednej dziewczyny. Wysokiej, rudej i bardzo ładnej szlachcianki. Pewnie to ona była ofiarą tej nocy. To wszystko nie może być prawdą. To jest jakiś sen, z którego zaraz się obudzę i nie będzie ani Księcia, ani Hrabiny. Zjadłam swoje śniadanie i poszłam do sali, w której miałyśmy się uczyć angielskiego. Bzdura. Większość z nas już potrafi płynnie mówić i to nawet z odpowiednim akcentem. Po czterech godzinach wreszcie puszczono nas do komnat. Zanim dotarłam do swojej ktoś mnie wciągnął do jakiegoś pomieszczenia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zaówarzyłam, że była to  bardzo duża i bogata komnata. Obok mnie stal Książę James.
-Powiedziałem jej.- Rzucił krótko i wskazał mi krzesło abym usiadła. Zrobiłam to co chciał, a on usiadł na swoim olbrzymim łóżku.
-I jak?
-Nie była zadowolona, że chce już wyjechać. Zaczęła gadać, że myślała, że to ona zostanie moją żoną. Fuuj. Mówiła tak jakbym ja miał pokochać taką starą wiedźmę. Powiedziała, że się nie zgadza i, że jeżeli do jutra nie zmienię zdania to pozwoli nam wyjechać. Podejrzewam, że chce cię dziś zabić. Teraz realizujemy twój plan ale niestety go przyśpieszamy. Musimy to zrobić teraz.-  Mówił szybko i ledwie cokolwiek zrozumiałam.  Przestraszyłam się. Miałam nadzieje ze uda nam się z tąd wyjechać bez cyrków. Po prostu fałszywe zaręczyny, wyjazd do grodu Księcia i tam bym jakoś sobie zamieszkała jako dworka czy ktoś inny. Niestety nie ma tak łatwo. Nie wiem jak to będzie. Jak się nie uda to umrę ja i pewnie Książę, a nie chce żeby on umarł przeze mnie.
-Teraz nie ma wyboru. Albo oboje z tąd uciekniemy, albo któreś z nas zginie.- Powiedziałam lecz wiedziałam, że to nie do końca prawda.
-Nie. Teraz albo razem uciekniemy, albo razem zginiemy.- Poprawił mnie James i chwycił moją rękę.
-I co dalej? Jeżeli uciekniemy to co dalej?
-Będziemy musieli ukrywać się aż do wielkiej wody. Tak żeby nikt nas nie zobaczył. Tam włamiemy się na jakiś statek i dopłyniemy do moich ziem. Ale to nie koniec. Będziemy musieli  dojść do królestwa mojego stryja. Jest to po drugiej stronie lądu. Po drodze jest pełno rezerwatów z Indianami. Wiedzą kim jestem i większość sprzyja temu abym odziedziczył tron. Niestety nie którzy nie wierzą w moje dobre intencje. Ale damy rade. Byle się z tąd wydostać.
-Dobrze. Pójdę z tobą. Ale jak się nie uda, a będziesz miał szanse uciec beze mnie i się uratować. Obiecaj, że to zrobisz, że nie będziesz zgrywał bohatera tyko uciekniesz.
-Ale...
-Nie. Obiecaj.- Nic nie odpowiedział.- Obiecaj!
-Obiecuje.- Szepnął po chwili.- A teraz chodź na obiad.
Poszliśmy do sali tronowej, gdzie zawsze odbywały się obiady. Gdy weszliśmy do środka zapanowała cisza. Usiadłam na swoim miejscu wśród innych szlachcianek, a Książę nie chętnie usiadł przy jednym stole z Hrabiną. Widziałam jaką trudność sprawia mu powstrzymywanie się aby jej nie zabić. Sztuczne uśmiechy, wymuszone rozmowy. Książę dobrze udawał.
-Czemu Książę przyszedł z tobą?- Zapytała dziewczyna siedząca na przeciw mnie.
-Przypadek. Doszliśmy w tym samym momencie przed sale, więc ukłoniłam się i weszliśmy. On jest zajęty Hrabiną.- Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że też potrafię dobrze udawać. Po obiedzie poszłam usiąść na murek, na którym siedziałam wczoraj z Księciem. Po jakimś czasie za sobą usłyszałam dziwny dźwięk. Obok mnie usiadł Książę z jakimś dziwnym czymś w rękach. Jedną ręką przesuwał po czymś podobnym do.... nie wiem do czego. To coś było długie i połączone z jakimś pofalowanym pudłem. Drugą rękę szarpał za nitki przymocowane do tego wszystkiego. Spod jego palców wydobywały się wspaniałe i przyjemne dźwięki. Książę zaczął śpiewać łącząc swój głos z dźwiękiem tego czegoś. Cały czas patrzył mi w oczy i tak jak wczoraj wyjął z koka moje pasemko. Jest jeszcze bardziej złote niż rano.
-To było wspaniale.- Szepnęłam
-Gdy wreszcie się tąd wyrwiemy, będziesz to słyszała co dzień, będziesz nosiła najładniejsze sukienki i słuchała najpiękniejszej  muzyki jaką znam. Będziesz wyglądała jak księżniczka, będziesz dostawała co tylko zapragniesz.
-Czemu? Czemu to wszystko robisz dla mnie? Dla zwykłej szlachcianki. Nie różnie się niczym od innych.
-Mylisz się. Różnisz się od nich wszystkich. I to bardzo.- Chciał mówić dalej ale spojrzał na zachodzące słońce, którego prawie nie było już widać.- Musimy iść. Idź do siebie. Pewnie nie długo będę musiał po ciebie przyjść. Ja teraz idę do Hrabiny aby to wszystko wyglądało naturalnie.- Wstał i odbiegł. Ja szybkim krokiem podążyłam do swojej komnaty i nie zdziwiłam się, gdy po jakimś czasie przyszedł Książę.
-Kazała mi po ciebie przyjść. Rób to co ci każe. Ja w odpowiednim momencie ją powstrzymam. W sali tortur jest wielki młyn. Za nim jest wyjście. Kika metrów i będziemy na tylnich ogrodach. Przebiegniemy przez nie i wydostaniemy się z plantacji. Dalej jakoś sobie poradzimy.- Mówił idąc szybko przed siebie. Ja szłam prawie biegnąc tuż za nim. Mój strach rósł z każdą chwilą. James zaprowadził mnie do lochów.  Zeszliśmy na dół i zobaczyłam Hrabinę Elżbietę Batory, która w ręce miała ostre i olbrzymie nożyce będące również  czymś z rodzaju ostrza.
-Jesteś mój Książę.- Uśmiechnęła się złośliwie i zwróciła się do mnie.- Piękna spodobałaś się Księciu, wiesz? Chciał abyś została jego narzeczoną ale on jest mój, a ty skończysz marnie. Zyskam twoje piękno. Jak co noc. Lecz ty jesteś wyjątkowa więc i wyjątkowo zginiesz.- Zaśmiała się, a  ja poczułam mocne szarpnięcie za nogi. Chwilę potem wisiałam do góry nogami nad jakąś wielką, zardzewiałą wanną. Hrabina zamachnęła się na mnie z nożycami. Poczułam jak coś się ze mną dzieję dziwnego. W okół rozbłysło złote światło takie jasne, że nic nie widziałam. Nagle straciłam przytomność. Dalej nic nie pamiętam.

**Oczami Księcia**

Hrabina zamachnęła się na Sunny, a ja dobyłem swojego miecza i już miałem ją pchnąć w serce, gdy Sunny zaczęła się... świecić. Oślepiła Hrabinę, a ja szybko wbiłem jej nóż w nogę. Nie zabiję jej chociaż na to zasłużyła. Pobiegłem do Sunny i odplątałem jej nogi ze sznura uwalniając ją przy tym. Wziąłem ją na ręce. Była nie przytomna. Wybiegłem z zamku i stanąłem jak wryty. Zamiast zwykłego ogrodu jakiego się spodziewałem zobaczyłem wielgachny cmentarz z wieżą po środku. To było okropne. Wziąłem się w garść i zacząłem biec z Sunny na rekach miedzy grobami. Wybiegłem przez bramę i poczułem, że teraz będzie już dobrze. Biegłem przez pola i dotarłem do jakiejś opuszczonej haty. W środku było jakieś małe łóżko. Położyłem na nim Sunny i usiadłem obok. Jej skóra była złotawa, a pasemko świeciło jakby było ze złota lub... słońca. Cala hata rozbłysła promieniami. Nagle wszystko zgasło. Spojrzałem na włosy Sunny. Miała teraz dwa złote pasemka, a z oka spłynęła jej złota łza. Wziąłem mala fiolkę i przyłożyłem jej do policzka tak aby łza trafiła do fiolki. Zamknąłem ja i patrzyłem na... coś przypominającego płynne złoto lub promień słońca. Zawiesiłem fiolkę na szyi i schowałem pod koszulę.

**Oczami Sunny**

Otworzyłam oczy i zobaczyłam siedzącego obok mnie Księcia.
-Gdzie my jesteśmy?- Zapytałam.
-Spokojnie. Jesteśmy w jakiejś opuszczonej hacie. Uciekliśmy Hrabinie dzięki tobie. Nagle zaczęłaś się świecić. To było niezwykle. Uciekliśmy jej. Teraz tylko dojść do wielkiej wody i dopłynąć do świata Indian.- Szepnął i dotknął moich włosów. Zaówarzyłam, że mam dwa pasemka. Coś niesamowitego. Pod wpływem emocji zawiesiłam się na jego szyi Jamesa i mocno w niego wtuliłam. Książę bez zastanowienia odwzajemnił uścisk. Po chwili odsunęłam się od niego. Rozejrzałam się po hacie i zamarłam. To był mój dom. Cały zniszczony. Wstałam i podeszłam do szafy, na której było czarno-białe zdjęcie mojej mamy, taty, starszego brata i mnie.
-To był mój dom.- Szepnęłam i pobiegłam do swojego pokoju, nikogo nie było. Poszłam do pokoju rodziców. Moim oczom ukazały się trzy blade trupy pozbawione krwi. Ciała były zmasakrowane.
-NIE!!!- Krzyknęłam i zaczęłam płakać. Wróciłam do ,,salonu" i usiadłam na tapczanie. Książę przytulił mnie do siebie, a ja płakałam jak dziecko przez długi czas. Mamrotałam coś pod nosem szlochając i czasami krzycząc, że to nie może być prawda.
-Sunny musisz być silna. Będą nas szukać. Musimy uciekać.- Mówił Książę, a ja się od niego odsunęłam i poszłam do łazienki. Wykąpałam się w swojej dawnej wannie i zawinięta w stary zakurzony ręcznik poszłam do swojego starego pokoju po sukienkę. Wzięłam najładniejszą jaką miałam i wróciłam do łazienki.  Ubrałam sukienkę, a włosy zaplotłam w ładnego warkocza na boku. Wyszłam z łazienki i poszłam do Księcia.
-Idziemy?- Uśmiechnął się na mój widok, a ja skinęłam głową z obojętnym wyrazem twarzy i wyszliśmy. Przez kilka dni przemieszczaliśmy się całymi dniami i nocami śpiąc na trawie pod drzewami i jedząc to co ukradniemy z jakiś straganów. W końcu po długiej i męczącej wędrówce zobaczyłam wielką wodę.
-Prawie nam się udało.- Uśmiechnął się Książę
-Idziemy.- Zarządziłam z kamiennym wyrazem twarzy. Od tamtej chwili wszystko jest mi obojętne. Z niczego się nie ciesze i na niczym mi nie zależy.
-Stój.- Książę pociągnął mnie za rękę.
-Czego?
-Czemu tak mnie olewasz? Czemu jesteś taka wredna? Co ci do licha jest?
- Co mi jest?! Miałam wspaniałe życie, a trafiłam na plantacje tej suki! Miałam kochającą rodzinę, a na własne oczy widziałam ich rozkładające się ciała! Przepraszam bardzo, że nie mam idealnego życia tak jak ty! Masz stryja! Masz dom! Masz całe królestwo! Ja straciłam wszystko!- Z każdym słowem z moich oczu leciało więcej łez.
-Myślisz, że mam takie idealne życie?! Będąc małym dzieckiem na widziałem jak mój stryj morduję moich rodziców! Muszę walczyć z całych sił żeby mnie nie zabił i żeby nie pogrążył w głodzie całego królestwa! W każdej chwili mój stryj może rozkazać mnie zabić! I co?! Myślisz, że to takie piękne?!- Z każdym zdaniem mówił coraz głośniej aż wreszcie zamilkł.
-Nie wiedziałam.- Szepnęłam przez łzy. Książę bez słowa się do mnie przytulił. Usiedliśmy na pniu w lesie. Przez drzewa łatwo i wyraźnie można było dostrzec wielką wodę. Jakaś samotna mewa usiadła obok nas i chciała skubnąć chleb, który Książę trzymał w swoim plecaku, który znalazł za jakimś straganem. Jednym ruchem przepędziłam wrednego, białego ptaka. Powietrze było bardzo czyste, chłodne i orzeźwiające.
-Dziękuję.- Szepnął James podnosząc głowę i patrząc na mnie. W jego pięknych oczach widziałam wdzięczność i takie dziwne coś. Nie wiem jak to nazwać ale to coś było niezwykłe.
-Za co? Ja przecież nic nie zrobiłam..- Tym razem to ja położyłam głowę na jego ramieniu, a jego ręce powędrowały na moje biodra. Książę przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej.
-Za to, że jesteś. Gdyby nie ty to pewnie nadal bym tam tkwił. Nie mam do czego wracać. Może i mam królestwo ale stryj zrobi wszystko żebym nie objął tronu. Zrozum, że robię to wszystko dla ciebie, a nie dla siebie. Dopiero tam będę pewny, że jesteś bezpieczna. Jesteś wspaniałą osobą i chcę żebyś była szczęśliwa. Ja nie będę. Nie wiem czy po moim powrocie stryj nie każe mnie zabić. Na razie trzymał mnie przy życiu bo tak mu się podobało. Spisaliśmy pisemną umowę, że obejmę tron kiedy znajdę narzeczoną. Teraz w każdym momencie może rozkazać mnie zabić. Od zawsze narażając siebie pilnuję żeby nie skazał na głód i śmierć poddanych, żeby nie kazał po zabijać Indian. Mimo wszystko tam będzie ci lepiej.
-A więc to ja dziękuję. Nie wiem jak tam sobie poradzę ale wszędzie lepiej niż tam.- Musnęłam jego ustami jego policzek i położyłam głową na jego kolanach. Książę bawił się moimi dwoma pasemkami, które z każdym jego dotykiem były jeszcze bardziej lśniące, a ja wpatrywałam się w wielką wodę. Była taka spokojna i cicha. Do tego miała wrażenie bez końca. Ale gdzieś musi się skończyć. Tak jak ludzkie życie. Każde się kończy. Nieśmiertelność byłaby nudna. Po jakimś czasie James rozłożył koc, na którym zawsze spaliśmy żeby nie leżeć na ziemi i położyliśmy się na min.
-Już jutro wypłyniemy na wodę. Na za kilka dni dopłyniemy do lądu. Później kilka tygodni i będziemy w królestwie.- Szepnął James i wyjął z plecaka chleb. Zjedliśmy po kawałku i zasnęliśmy.

**Następnego dnia**

Obudziłam się sama na kocu. Wstałam rozprostowując kości i rozejrzałam się dookoła. Książę James wyszedł zza drzew z jakimiś torbami.
-O wstałaś. Mam trochę jedzenia i koców. Przyda się zanim dopłyniemy na miejsce. Przy porcie widziałem dość spora łódź niczym nie przywiązaną. Można spokojnie ją zabrać. Jak tylko dotrzemy na miejsce rozkaże odesłać ją z powrotem.
-Okey. Jak mi się tu dobrze spało.- Powiedziałam rozpuszczając włosy i przeczesując je palcami zaplotłam warkocza.
-Czemu zawsze sobie robisz warkocza? Zostaw włosy rozpuszczone. Tak lepiej wyglądasz i wygodniej mi bawić się pasemkami.- Powiedział Książę podchodząc do mnie i ujmując w rękę pasemka, które rozbłysły złotem.
-A ty tylko myślisz o pasemkach. Nawet nie zwrócisz uwagi, że jak mam rozpuszczone włosy to po nich depcze po sięgają jeszcze dalej niż do ziemi.- Starałam się mówić poważnie ale koniec końców wybuchnęłam śmiechem.
-No tak. Jak tylko dotrzemy na miejsce jedna z najlepszych fryzjerek weźmie cię w obroty i obetnie ci co najmniej do kolan.
-O nie, nie, nie. Minimalnie do kostek. Kocham swoje długie włosy. Już wolę po nich deptać niż obciąć do kolan.
-Dobra ale zostawiasz teraz rozpuszczone.
-No niech drogiemu Księciu będzie.
-Ej mówiłem ci żebyś mówiła do mnie James.
-Ale ja nie wiem o co jaśnie Księciu chodzi.- Zaczęłam chichotać i schowałam koc to plecaka Jamesa.
-Jeszcze cię policzymy.- Mruknął Książę i ruszyliśmy w stronę portu. Szybko załadowaliśmy rzeczy na średni stateczek, o którym mówił James i kiedy nikt nie widział odpłynęliśmy szybko od portu.


Spędziliśmy kilka tygodni na wielkiej wodzie. Nie było wiatru przez co płynęliśmy bardzo wolno. 
-Hej James.- Podeszłam na ,,dziób" statku gdzie James mocował się ze sterem. Niebo było całe w ciemnych chmurach.
-Jakaś burza. Przez cały czas był spokój, a teraz zbiera się na jakiś huragan. Nie wiem czy statek wytrzyma.- Odpowiedział, a ja spojrzałam na jego ręce, które zrobiły się białe od wysiłku włożonego w utrzymywanie stera w odpowiedniej pozycji. Nagle zobaczyłam jak niebo przecina biała błyskawica. Po dwóch sekundach usłyszałam grzmot. Fale uderzały o statek z taką mocą, że niemal wszystkie przelewały się przez pokład. Książę James mocował się ze sterem ale mało to pomagało. Przed nami utworzył się wielki wir wodny. Fala prawie przewróciła statek. Upadłam na ziemie, a Książę nie daleko mnie. Szybko się do mnie przybliżył, a ja się w niego wtuliłam. Powoli wpadaliśmy do wiru. Woda zalewała statek
-Zanim zginiemy musisz coś wiedzieć!- Książę próbował przekrzyczeć wodę. W tedy stało się coś dziwnego. Już prawie byliśmy w środku wiru kiedy moje pasemka zaczęły świecić i statek zaczął się podnosić. Wbiliśmy się wysoko ponad chmury aby po chwili opaść po woli na wodę gdzię nie było wiru. Gdy tylko znaleźliśmy się bezpiecznie na wodzie James chwycił za ster, a ja zemdlałam. Obudziłam się w małym pomieszczeniu. Kołysanie i dźwięk fal obijających się o statek świadczyly, że nadal jesteśmy na wodzie ale tym razem jest bezpiecznie. Wstała i musiałąm przytrzymać się ściany, gdyż zakręciło mi się w głowie. Weszłam do małej pokładowej łazienki i zerknęłam na lustro. Ledwo mogłam dostrzec swoje odbicie przez świecące pasemka. Udało mi się tylko wywnioskować, że mam już trzecie pasemko, podkrążone oczy, siniaka na czole, a włosy są o 20cm dłuższe. Wyszłąm z małej kajuty i zaczęłam szukać Księcia. -Ładnie ci z tymi pasemkami.- Usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
-Dziękuję ale nie wiem jak to się stało, że mam kolejne pasemko i o wiele dłuższe włosy.
-Też się zastanawiam.- James uśmiechnął się i podał mi spory kawałek chleba i manierkę z rumem. Nie wiem z kąd on je wytrzasnął ale dobrze mi teraz zrobi.

**2 dni później**

Powoli wyczerpują się nam zapasy. Weszłam na wysoką drabinkę przymocowaną do słupa. Nie wchodziłam na ,,stanowisko obserwacyjne" (czyt. Małe, ogrodzone miejsce z desek wysoko na słupie) bo jeszcze nie powariowałam żeby wchodzić na taką wysokość bez żadnej liny ani nic. Spojrzałam przez lornetkę ale nie było to za bardzo potrzebne bo jakieś 2 kilometry przed nami był ląd. Pobiegłam do Jamesa aby mu o tym powiedzieć ale mogłam się domyślić, że z ,,dziobu" już widać ląd. Jak tylko Książę gdy tylko mnie zaówarzył podbiegł do mnie krzycząc, że już jesteśmy, że teraz będzie na prawdę dobrze. Podniósł mnie i zaczął kręcić w okół siebie bardzo szybko przez co moje włosy zakręciły się jak jakiś kokon odgradzając nas od reszty świata. Złote pasemka dawały trochę światła w tym czarnym kokonie moich włosów. Próbowaliśmy się uwolnić ale tylko bardziej się zaplątaliśmy. Przylegiwaliśmy do siebie rozgrzanymi ciałami. Było mi dobrze ale wiedziałam, że muszę się odplątać. 
-Co chciałeś mi w tedy powiedzieć?- Nie wiem co mnie podkusiło żebym o to zapytała akurat teraz.
-Chciałem ci powiedzieć, że... że... Nie mogę tego z siebie wykrztusić.- Powiedział Książę. 
-Po prostu powiedz.
-Pamiętasz jak mówiłem, że jesteś wspaniałą osobą?
-Tak.
-Bo jesteś. Jesteś najbardziej niezwykłą osobą jaką poznałem.
-Dziękuję. Ty też jesteś niezwykły. Pomagasz mi często narażając siebie. Nie jesteś zadufanym w siebie Księciulkiem. Jesteś wspaniały.- Wtuliłam się w jego tors, a moje włosy zaczęły o wiele mocniej świecić i same się rozplątały. Nawet jak już mogłam odejść to stałam zamknięta w silnych i bezpiecznych ramionach Jamesa. Książę zaciśnił uścisk i oparł czoło o moją głowę. Włosy rozbłysły jeszcze bardziej. Po jakimś czasie odsunęliśmy się od siebie, a one przygasły. James dobił do brzegu i ruszyliśmy w las. Przez kilka dni jedliśmy owoce i piliśmy wodę ze strumyczków. W nocy obudził mnie dźwięk śpiewów. Obudziłam Jamesa i
ruszyliśmy w tamtą stronę. Po jakimś czasie dotarliśmy do jakiegoś plemienia. Stożkowe namioty i ładne wzory były tutaj wszędzie. Po środku było wielkie ognisko w okół, którego tańczyło i śpiewało dużo ludzi o czerwonawej skórze. Każdy miał Indiańskie wzory na twarzach i dużo osób miało opaski z większą lub mniejszą ilością dużych kolorowych piór. Tylko tyle mogłam dostrzec w blasku ogniska. Gdy tylko nas zaówarzono wszystko przestało grać. Każdy wpatrywał się w nas z ciekawością.
-Witajcie. Jestem Książę James. Potrzebujemy pomocy.- Powiedział do nich Książę. Ktoś coś powiedział w nie znanym mi języku.
-Nie chcemy was.- Powiedział ktoś po angielsku.
-Chcemy tylko trochę pomocy.Odwdzięczymy się wam.- Dalej mówił James
-Nie. Zabraliście nam nasze ziemie, zagoniliście do tych rezerwatów, odebraliście nam wszystko. Dajcie nam spokój.
-Nie. Proszę zrozumcie. To mój stryj tak was traktuję, gdy tylko obejmę tron to odzyskacie wszystko co straciliście.
-Nie wierzymy. Usiądźcie tutaj, a starszyzna pójdzie się naradzić.- Powiedział jakiś koleś, a my usiedliśmy pod wskazanym przez niego drzewem. Obok nas usiadł jeden z nich z naciągniętym łukiem. Czujnie nas obserwował.
-Dobra robota. Bardzo rzetelnie wykonany łuk.- Powiedziałam głośno po angielsku.
-Potrafisz strzelać?- Zagadnął ten koleś. Miał na sobie długie spodnie z dziwnego materiału pełne frendzli, koszulę z jakiegoś futra i duży czarny kapelusz Indiański z powkładanymi piórami. Jego rysy były przyjemne, a oczy świeciły wesołością i łagodnością.
-Uczyłam się jak byłam mała. Jestem Sunny.
-Moje imię to Czarna Błyskawica.
-Za jakie zasługi przyznano ci pióra?
-Bardzo różnie. Od upolowania tygrysa po uratowanie wodza.
-Jesteś bardzo dzielny.
-Dziękuję młoda squaw.
-Squaw?- James popatrzył na mnie .
-W ich języku ,,kobieta"- Wyjaśniłam mu po czym zwróciłam się z powrotem do Indianina.- Gdy zdobywałeś pierwsze pióra musiałeś sam upolować orła, racja?
-Tak. Z kąd wiesz tyle o naszej kulturze?
-Dużo czytałam. Bardzo mnie to interesowało i zastanawiałam się czy to wszystko to prawda. Jak widzę tak.- Indianin popatrzył na mnie i zawołał jakiegoś innego aby nas pilnował. Sam udał się do namiotu gdzie zniknęła starszyzna. Po chwili wyszli z namiotu wszyscy łącznie z Czarną Błyskawicą. Stanęli obok nas, a my powoli wstaliśmy. Przemówił Czarna Błyskawica.
-Dzięki mnie starszyzna postanowiła, że ty Sunny możesz zostać w naszym plemieniu i nic cię się nie stanie. Natomiast Książę zważając na krzywdę jaką jego ludzie nam wyrządzili zostanie natychmiastowo... zabity.- Widać było, że nie podoba mu się to co mówił. Nie zdąrzyłam nic powiedzieć, a oni zabrali Jamesa i przywiązali go do słupa. Wódz (wnioskowałam, że nim jest bo miał najwięcej piór) powiedział coś do Czarnej Błyskawicy. On z niechęcią chwycił za palącą się z jednej strony strzałę i naciągnął ją na cięciwę.
-Nie!- Krzyknęłam podbiegając przed Księcia. Zasłoniłam go sobą i stałam bez ruchu.
-Odejdź! Musze go zabić!- Krzyknął Indianin.
-Nie! Chcecie zabić jego, musicie najpierw zabić mnie.- Byłam pewna tego co mówię. Nie pozwolę żeby zabili Jamesa. Za dużo dla mnie zrobił. Czarna Błyskawica naciągnął mocniej strzałę na cięciwę i wycelował prosto w nas. Puścił cięciwę, a płonąca strzała leciała w naszą stronę. W ostatniej sekundzie się zatrzymała. Zawisła w powietrzu jakby zatrzymana jakąś dziwną siłą. Znowu coś rozbłysło złotem. Moje włosy zaczęły się podnosić i sterczeć na wszystkie strony. Były całe złote. Blask bił na co najmniej kilkanaście kilometrów. Indianie upadli na kolana i zniżyli głowy do ziemi kłaniając się. Zobaczyłam jeszcze jak moje włosy powoli opadają i zemdlałam.

Obudziłam się następnego ranka. Obok mnie leżał spokojnie Książę. "Czyli go nie zabili." - Pomyślałam i wyszłam z namiotu. Ludzie na mój widok zaczęli się kłaniać.
-Czarna Błyskawico.- Zwróciłam się do Indianina, którego dostrzegłam w tłumie. Czerwonoskóry wstał i podszedł kawałek bliżej.- Czemu wszyscy się kłaniają? 
-Oddają ci hołd. Dziś odbędzie się ognisko na twoją cześć.
-Że what?  Czemu? Co takiego zrobiłam?
-Masz moc słońca. To -Chwycił za moje pasemka, których teraz jest 4.- To jest żywy promień słońca. Chroni ciebie i osoby ci bliskie. Starszyzna postanowiła, że nie ważne co będziesz chciała, nasze plemię ci pomoże. Dziś wieczorem zostaniesz przyjęta do naszego plemienia, ale nie obawiaj się. Będziesz mogła wy
ruszyć w drogę z tym Księciem. Natomiast w każdej chwili będzie u nas miejsce dla ciebie.
-Miło mi to słyszeć. W takim razie jutro z rana pomożecie na się dostać do królestwa Księcia.
-To będzie trwało kilka dni. Zaraz wyślemy ludzi aby pozbierać zapas żywności i jutro rano wyruszamy na koniach.- Powiedział Indianin i odszedł.

**Kilka dni później**

Na ognisku kilka dni temu zostałam przyjęta do plemienia i otrzymałam imię ,,Dziewczyna ze słońca" zważając na to, że włosy mi się świecą. Od jakiegoś czasu jadąc na koniach kierujemy się w stronę królestwa. Nie potrafię jeździć więc siedzę na jednym koniu z Księciem. Indianie mknął przed nami szukając odpowiedniej drogi. W końcu dotarliśmy na miejsce. Przede mną rozciągał się przepiękny zamek i małe domki w okół niego. Wszystko wyglądało jak z bajki. Indianie żegnając nas zawrócili z powrotem, a my udaliśmy się w stronę zamku poprzednio oddając im konia. Weszliśmy pomiędzy domy i przywitał nas tłum ludzi. Zaczęli rzucać kwiatami i wiwatować na widok Księcia, który machał im uśmiechnięty. Po chwili zatrzymał się przy wysokim blondynie.
-Witaj Książę.- Zaśmiał się blondyn.
-Witaj rycerzu.- Zaśmiał się również James ale po chwili spoważniał.- Kendall jaki jest stan w królestwie?
-Ciężko James. Twój stryj niszczy wszystko co mu się nie spodoba. Zabiera jedzenie mieszkańcom i skazuję ich na głód.
-Muszę go powstrzymać.
-Jest jeszcze coś.
-Tak?
-Kazał zabić ciebie jak tylko się pojawisz, w królestwie.- W tym samym momencie zza małego domku wybiegło kilku rycerzy z mieczami. rzucili się na nas ale James i Kendall (tak wywnioskowałam z tego jak zwracał się do niego Książę) zaczęli uderzać w nich mieczami. Cały tłum zniknął. Słońce zasłoniły czarne chmury. Nagle zjawił się jakiś wysoki mężczyzna z koroną. Miał na oko z 40 lat i był ubrany z bogatą zbroje. Podbiegł go Jamesa od tyłu i wbił mu miecz z nogę. Wszystko zaczęło świecić. Napastnik upadł na podłogę obok bezwładnego i wykrwawiającego się ciała Księcia. Złote lecz bardzo słabe światło wydobyło się z człowieka, który zadał cios Jamesowi i całe światło zniknęło po chwili w ranie Księcia. Uklękłam nad nim i zaczęłam płakać. Moje łzy (złote) kapały na jego twarz, która się z każdą chwilą rozpromieniała. Moje włosy nadal świeciły, a James otworzył oczy. Spojrzałam na jego nogę, z której nadal sączyła się krew.
-Sunny. Wtedy, na statku.- Zaczął Książę słabym głosem.
-Nie mów nic. Musisz być silny.
-Nie. Muszę ci to powiedzieć. Ja chciałem tobie powiedzieć, że... Kocham Cię Sunny.- Powiedział i opadł głową na moje kolana. Poczułam takie ciepło w sercu. Moje włosy zaczęły świecić sto razy mocniej. Nagle wpadłam na pomysł. Przyłożyłam moje złote pasma do rany Jamesa. Zaczęła się zagajać, a chłopak po chwili odzyskiwał przytomność.
-Też cię kocham.- Uśmiechnęłam się przez złote łzy kiedy rana się do końca zagoiła, a James otworzył oczy i usiadł obok mnie. Nachylił się ku mnie i złożył na moich ustach pocałunek.

**Kilka lat później**

Okazało się, że człowiek, który wtedy prawie zabił Jamesa był jego stryjem. Dziwnym trafem zmarł w tamtej chwili kiedy zaczęło błyskać z niego słabe, złote światło. Z Jamesem jesteśmy bardzo szczęśliwi. Żyjemy w zamku i mamy dwójkę dzieci. Małego Carlosa (następce tronu) i nowo narodzoną Lucy. James od razu po koronacji wysłał wojsko na plantacje Elżbiety Batory. Zamurowano ją żywcem w jej komnacie, a wszystkie szlachcianki, które przeżyły zostały szczęśliwie uwolnione i odesłane do swoich domów. Odesłaliśmy ,,pożyczony" statek i tak jak James obiecał oddał Indianom wszystkie ziemie. Do tego specjalnie nagrodził plemię, które nam pomogło. Ja zostałam oczywiście królową. Od tamtej chwili nie rozstaję się z Jamesem i razem rządzimy królestwem.
-----------------------------------------------------------------------
KONIEC. Wow to jest najdłuższa notka w historii tego bloga XD Przepraszam jeżeli są jakieś błędy lub powtórzenia ale nie mam już siły poprawiać. Oczy same mi się zamykają. W każdym razie dobranoc :). Życzę wszystkim Maslowowych snów <3

Papatki
Nicole:**