sobota, 12 stycznia 2013

rrozdział 36

Hek przepraszam za nieobecność, ale miałam ciężki tydzień. Zapraszam na kolejny rozdział.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Rano obudziłam się sama w łózku. Wstałam i poszłam się ubać w zieloną sukienkę do kolan i białe sandałki. Poszłam po marchewki i usiadłam na kanapie. Po chwili do środka wszedł James.
-Gdzie byłeś?- Zapytałam zjadając kolejne wazywo.
-Hej kicia. Byłem na chwile u Carlosa. Wczoraj zgubiłem komurkę, a musiałem zadzwonić do rodzicóc, że dzisiaj wpadniemy.- Podszedł do mnie i pocałował.
-Czemu mi nic wcześniej nie mówiłes, że odwiedzimy twoich rodziców?- Trochę się przestraszyłam.
-Niespodzianka.- Puścił mi oko.- Nie przejmuj się. Na pewno cię polubią.
-Łatwo ci mówić. Ty się nie musisz martwić, że moi rodzice by cię nie polubili.- Na samą myśl o nich zrobiło mi się smutno co nie uszło uwadzde bruneta.
-Ej spokojnie.Tylko nie płacz.- Przytulił mnie i pocałowa we włosy.
-O której mamy tam być?- Powiedziałam chcąc jak najszybciej zmienić temat.
-Jak najszybciej.
-Trochę się oganę i możemy jechać.
-Okej.- Poszłam do ,,łazienki”, umalowałam oczy na zielono, pociągnęłam usta óżowym błyszczykiem i rozpuściłam swoje czerwone kłaczki, które dzisiaj lekko się kręciły.
-kicia idziesz?- Zawołał James.
-Już idę.- Powiedziałam i wyszłam.
-O rany.- Powiedział Jamie z szeroko otwartymi oczami i ustami.
-Aż tak żle? Idę się przebrać.- Już miałam iść po inne ciuchy jak James złapał mnie za ręce i powiedział:
-Stój gdzie stoisz. Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję.- Powiedziałam i go pocałowałam.
Wyszliśmy z pojazdu, a James zaczął mnie gdzieś ciągnąć . Po niewiem jak długiej chwili staneliśmy przed ogromnym domem z pięknym ogródkiem. Mój chłopak wparował do środka jak torpeda ciągnąc mnie za sobą.
-Jesteśmy!- Krzyknął na cały głos, a z (jak się domyślam) kuchni wyszła nieco starrsza kobieta w fartuszku kuchennym.
-James. Jesteś wreszcie. Tak się steskniłam.- Powiedziała i przytuliła syna.
-Mamo poznaj moją dziewczynę. To jest Nicole.- Wskazał na mnie.
-Dzięńdobry proszę pani.
-Oj daj spokój. Nie mów do mnie pani bo się staro czuję.- Roześmiała się serdecznie.- Mów mi po prostu mamo.- Powiedziała i mnie przytuliła. Po tych słowach coś drgnęło w moim secu. Czułam jagbym miała się popłakać ze szczęścia. Dawno nie czułam takiej… jagby to nazwać… miłości rodzicielskiej.
-Dziękuję.- Powiedziałam odsówając się od mamy mojego chłopaka.
-Christoper! Choć tu natychmiast! James z dziewczyną przyszedł!- Wrzasnęła kobieta w stronę schodów.
-Już idę.- Obok nas pojawił się wysoki mężczyzna z czarnymi delikatnie posiwiałymi włosami.- Miło cie widzieć spowrotem James.- Uścisnął syna.
-Tato to moja dziewczyna Nicole.
-Dzięńdobry proszę pana.- Powiedziałam.
-Ona zawsze tak oficjalnie?- Zaśmiał się Ojciec Jamesa.- Mów mi tato.- I znowu to uczucie. Nie no zaraz się poryczę.
-Dobrzę tato. Dziękuję.- James się uśmiechnął od ucha do ucha. Chyba najbarrdziej bał się reakcji taty.
-Chodżcie usiądziemy.- Powiedziała mama i poszliśmy do salonu.  Był urządzony w kolorach brązowo-berzowych. Wszystko bardzo ładnie wyglądało. -Masz bardzo interwsujące włosy. Natualnie czewone?- Zapytał wskazując na moje kosmyki.
-Chciałabym. Niestety są farbowane.
-Ślicznie Ci w tym kolorze. W ogóle masz bardzo ładny styl i cała jesteś taka ładna. Mój syn to ma gust.- Zaczęła się zachwycać.
-Dziękuję.- Spaliłam buraka co James skomętował śmiechem.
-Naturalnie to jesteś…?
-Brunetką.
-Też ładny kolor. Chcecie herbaty?
-Chętnie- powiedział James, a ja przytaknęłam.
-Coś do jedzenia?
-Dla mnie kanapkę, a dla Nicole to się domyślam, że marchewkę.
-Mhm.- Pokiwałam głową. Po chwili dostałam herbate i swoje ulubione warzywo.
Gadaliśmy tak  z rodzicami Jamesa do póżnego wieczora. Opowiedzieliśmy im co się wczoraj działo (oczywiście byli pod wrażeniem mojej wiedzy o the offspring na co ja tylko się zaczewieniłam), co tam u nas i tak dalej. Padło też pytanie do mnie: Czym się zajmują moi rodzice? Na samo pytanie się popłakałam, później opowiedziałam im całą historię o moich rodzicach i znowu się popłakałam. Na szczęście miałam wodoodporny makijarz. Rozdzice Jamesa bardzo mi współczuli, ze straciłam rodziców, a James cały czas mnie przytulał i prróbował uspokoić. Po powrocie od razu zasneliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pzepraszam, że taki kótkiem i ogółem nudny ale pisany na szybko. Chciałam już opisać to spotkanie z rodzicami, a tylko teraz mam wolną chwile. Rozdział beznadziejny! Pa i do następnego;*

6 komentarzy:

  1. Przestań! Nie był beznadziejny!! Fajni są rodzice James'a.
    Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest beznadziejny ! On jest świetny :D I dobrze, że zaakceptowali Nicole. Czekam na nn kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale że nie! Rozdział jest super! Bardzo mi się podoba. Zazdroszczę Jamesowi takich fajnych rodziców.. Czekam nn kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudny,a nie beznadziejny :D James ma zarąbistych rodziców, pewnie większość nie od razu zaakceptowałaby drugą połówkę swojego dziecka. Czekam na koljeny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział , a nie ! ;3 Czekam na kolejne :*

    OdpowiedzUsuń
  6. jak jeszcze raz swojego bloga nazwiesz nudnym, to na serio się zatłukę ;) Możesz się już bać!!! :D buahuahua!!!! Ależ jestem złą osobą :D a tak ogólnie, to ta jazda na marchewki jest extra :))) aż miło widzieć, jak James tak dba o Nicole i opiekuje się nią :DDD normalnie czuję takie ciepełko w środku :D Aż jej zazdroszczę takiego chłopaka :D Znowu się nad sobą użalam (facepalm). Czekam na nexta :***
    PS jak rozwalisz coś między nimi, to wtedy masz wyrąbane u mnie :D

    OdpowiedzUsuń